Czas versus wieczność

12.05.2018 r.

Pozwolę sobie w tym miejscu bloga na małą dygresję. Dostrzegam, że mamy duży problem ze zrozumieniem wieczności. Człowiekowi, jako istocie zamieszkującej czasoprzestrzeń stworzonego Wszechświata, trudno jest wyobrazić, co to znaczy – odejść do wieczności lub przebywać poza czasem. Nie mniej można spróbować to zagadnienie zrozumieć poprzez prostą analogię geometryczną. Jeśli wyobrazimy sobie podróż naszego życia jako rysowaną przy pomocy ołówka linię, to każdy z nas w danym momencie swojego życia przebywa na jej końcu, w punkcie styczności ołówka z kartką papieru. Już narysowana falista linia jest naszą przeszłością; linia podlegająca narysowaniu, ale jeszcze nieistniejąca na papierze – jest naszą przyszłością. Każdy z nas, zatem, jest w pewnym sensie „punktowy”, przebywający tylko tu i teraz, i trudno nam jest wyobrazić inny stan świadomości. Ale wystarczy spróbować rozciągnąć tę świadomość na całą już narysowaną długość linii naszego życia – i możemy spróbować odczuć, czym jest samoświadomość w wieczności. Za życia jesteśmy „punktowi”, w wieczności – „liniowi”. Dlatego Bóg widzi nasze serca jednakowoż wyraźnie w chwili urodzenia, w wieku nastoletnim czy też starości, a każdy nasz uczynek – jest przed Jego oczami w każdym momencie w takim samym stopniu wyraźny i dostrzegalny. W sposób genialny spróbowano pokazać tę percepcję w filmie „Interstellar” – kiedy główny bohater zahacza o horyzont zdarzeń w okolicy czarnej dziury, w pewnym momencie dostrzega pokój swojej córki ułożony niczym stos kratek filmowych, gdzie każda z kratek odpowiadała jakiemuś momentowi czasu, który upłynął w tym pokoju, i każda jest tak samo wyraźna i dostrzegalna w chwili obserwacji.

Dlatego stając na sądzie ostatecznym – będziemy sobą reprezentować całe nasze życie. To dlatego od uczynków, których się wstydzimy, nie uda się wtedy odżegnać poprzez głupkowaty uśmieszek i powiedzenie „oj tam, było, minęło…”. Owszem, było, ale nie minęło. Cytując Koheleta: „Poznałem, że wszystko, co Bóg czyni, jest wiecznotrwałe: nie można do tego niczego dodać ani niczego ująć. A Bóg działa [w ten sposób], aby odczuwano lęk przed Jego Obliczem. To, co było, jest teraz, a wszystko, co będzie, już było” (Księga Koheleta 3:14-15). Podobnie twierdzi też psalmista, który mówi: "Albowiem uznaję nieprawości moje, a grzech mój stoi mi zawsze przed oczami" (Księga Psalmów, 51:5).

Z powyższego względu nie wierzę w apokatastazę. W wieczności już nie ma wyboru, opowiadania się po stronie dobra lub zła, gdyż tam już nie ma upływu czasu. Wybór powinniśmy dokonać tu i teraz – w danym punkcie naszego życia; innym nie dysponujemy i już nie będziemy dysponować. Serce szukające Boga, miłości i dobra – ostatecznie go znajdzie w wieczności, „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie też i twoje serce” (Ewangelia Według Mateusza 6:21).

Oddajmy więc nasze grzechy i niedoskonałości Temu, kto jest doskonały; idźmy do spowiedzi, nie szukajmy wymówek i usprawiedliwienia. Dopiero oddanie całego siebie Jezusowi, wraz ze wszystkimi niedoskonałościami – daje nam nadzieję, którą można się chlubić. Jak to ujął św. Paweł: „Doznając usprawiedliwienia wypływającego z wiary, cieszymy się pokojem, który otrzymaliśmy od Boga przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Dzięki Niemu i poprzez wiarę mamy dostęp do daru, który jest naszym udziałem, i chlubimy się, będąc pełni nadziei oglądania chwały Bożej” (List do Rzymian 5:1-2).

Rewelacja. Prawdę mówiąc, nie mogę się doczekać :)

Powrót do bloga