Kardynał Henryk Gulbinowicz srogo ukarany. Kolejni na horyzoncie. Co się dzieje? Dlaczego takie "legendy" właśnie upadają?
Podzielę się taką refleksją: ostatnio przeszedłem
proces wyzwolenia z wiary w ludzi. Zostałem kilka razy zdradzony przez bliskich
przyjaciół, bliską rodzinę i tak dalej. Działo się to dość systematycznie,
jakby Pan chciał mnie w końcu czegoś nauczyć. Doświadczenia te oczywiście były
przeze mnie przeżywane boleśnie, bo jednak godziły w samo sedno relacji z tymi
ludźmi, czyli w zaufanie.
Aż w końcu głos Boga w środku mi któregoś razu na
modlitwie wyraźnie powiedział: przecież nie możesz na sobie polegać, a co
dopiero na innych. Ile razy upadłem? Bez liku. Zawiodłem Pana bardzo często,
sam siebie zdradziłem nie raz i nie trzy. Więc nie mam we własnych oczach
żadnego autorytetu. Tak samo rozczarowałem się w autorytecie ludzkim w ogóle.
Jeden jest autorytet - jest Nim nasz Pan. Reszta - no cóż, dopóki czyni dobrze
w oczach Pana, to cieszmy się z tego, wielka bo chwała Bogu za to. Ale jak ktoś
czyni źle - no cóż, a czego po nas samych się spodziewać można? Błagamy
Najwyższego o przebaczenie naszych wielkich win. I za to, że zawodzimy tak
często - i w rzeczach małych, i w rzeczach wielkich...
Drodzy, nie pokładajmy też nie wiadomo jakiej nadziei
w ludziach - nie ważne, czy wierzących, nie ważne czy katolikach... Owszem,
bycie chrześcijaninem narzuca pewien „poziom”, ale przecież nikt nie jest
naprawdę nieomylny, poza Panem Bogiem. Trzeba nauczyć się tej postawy - gotowej
z góry wybaczać, jeszcze nawet zanim ktoś uderzy, okłamie, zdradzi,
ukrzyżuje... Ciężka to nauka, wiem. Ale bardzo potrzebna i wyzwalająca.
Pokój, drodzy bracia i siostry w Chrystusie. Wszystko
to przeminie i tylko miłość w Panu naszym Jezusie Chrystusie ostanie. Szalom! :)