Ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że człowiek niewierzący tak naprawdę nie istnieje. Bo co to znaczy - wierzyć? Przyjęło się mówić o trzech funkcjach wiary: zgadzać się z prawdziwością istnienia czegoś lub kogoś (np. że istnieją planety krążące wokół innych gwiazd), ufać komuś (np. gdy ktoś nas o czymś przekonuje, mówimy: wierzę ci...) i postępować zgodnie z wiarą (np. jeśli wierzę, że synoptycy istnieją (choć osobiście nie znam żadnego) i zaufałem ich dzisiejszej prognozie co do popołudniowego deszczu, to wychodząc z domu zabieram ze sobą parasol). W ogóle wspólnym mianownikiem trzech funkcji wiary jest brak osobistej weryfikacji czy bezpośredniego doświadczenia przedmiotu wiary. I co istotne - wszystkie trzy funkcje wiary muszą następować równocześnie, bo inaczej to już nie jest wiara.
Z Bogiem jest podobnie jak z synoptykami. Twarzą w twarz raczej mało kto z nas żywego synoptyka w swoim życiu widział - przeciętnie statystycznie nie mieliśmy okazji ani go dotknąć, ani z nim wprost porozmawiać. Osobiście zweryfikować metody pracy synoptyków też mało kto potrafi (a jednak raczej tym metodom ufamy...). No i ostatecznie gdy synoptycy jednak wydają ostrzeżenie o nadciągającym kataklizmie - to jednak staramy się chronić wtedy swoje majątki, zdrowie i życie, a nie udawać, że nic się nie dzieje.
Otóż gdy mówię, że Bóg istnieje, kocha nas i troszczy się o
nas, i że staram się żyć według Jego przykazań - tak naprawdę przyznaję, że
osobiście twarzą w twarz Go nie widziałem i nie miałem okazji dotknąć, nie znam
się tak naprawdę na Jego miłości (choć Jej ufam) i staram się uobecniać Jego
Słowo w moim życiu. I choć czynię to świadomie, to prawda jest taka, że
podobnie, choć i w sposób nieświadomy, postępują rzekomo „niewierzący”. Oni też
żyją w Jego tworzeniu, szanując prawa Jego natury i wykorzystując przez Niego
stworzone organizmy do celów własnego życia. Oni też odwołują się do dobra i
zła, mają sumienia i w głębi serca wierzą, że dobry człowiek jest jednak
lepszy, niż zły. Wreszcie oni też starają się na swój sposób wcielić te zawarte
w swoim sercu ideały w życie.
Dlatego, kochani, każdy tak naprawdę wierzy. Pytanie otwarte
jest o jakość tej wiary - a nie o jej istnienie. I zdaję sobie sprawę z tego, że droga
pomiędzy pełnią zaufania do słów, że wystarczy być dobrym człowiekiem a pełnią
zaufania do słów św. Pawła, że: „Dlatego też Bóg wywyższył Go ponad wszystko i
darował Mu imię, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zginało się
każde kolano w niebie, na ziemi i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że
Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca.” (Flp. 2:9-11) - jest drogą dość
długą. Ale nie niemożliwą do odbycia, zapewniam Was w tym z całego serca.
Twardo wierząc że istniejecie, ufając w Wasze dobre intencje
i wierząc w Wasze dobre czyny, gorąco i wciąż wakacyjnie Was pozdrawiam :)
Szalom!